Mucha
W autobusie była mucha. Nie była duża, taka średnia, zwyczajna. Autobus stał na pętli powoli zapełniając się pasażerami, mucha siedziała na szybie nad wolnym jeszcze fotelem. Taka mucha nie zajmuje wiele miejsca, nie jest konkurencją dla staruszki czy inwalidy, kobiety z siatkami czy zmęczonego dziecka. Jest w porównaniu z wnętrzem autobusu śmiesznie mała, taka jak człowiek w wielkiej hali sportowej, albo nawet mniejsza. A jednak jest właśnie jakoś nie na miejscu. Nie chodzi nawet o to, że nie ma skasowanego biletu, ale jakoś nie pasuje. Jeśli wleci nam przez otwarte okno do mieszkania, albo usiądzie na nosie, kiedy idziemy ulicą, to chociaż nie jest to może przyjemne, to jednak zupełnie zwyczajne. Można ją pacnąć gazetą, kiedy przysiądzie na ścianie, a z nosa odgonić machnięciem ręki. W autobusie to zupełnie inna sprawa.
Trudno właściwie powiedzieć dlaczego autobus nie jest dla much, ale nie jest. Mucha może sobie latać, podróżowanie jakimkolwiek środkiem lokomocji jest jakimś naddatkiem dla owada. Dotyczy to nie tylko autobusów, ale innych pojazdów też, może szczególnie samolotów. Motoryzację człowiek wymyślił dla siebie, po to by uzupełnić swoje ułomności; brak szybkości, skrzydeł, słabe umiejętności pływackie. To całe ruszające się żelastwo jest protezą naszej fizycznej niedoskonałości. Chwalimy się geniuszem, dzięki któremu skonstruowaliśmy wszystkie te maszyny, ale gdzie nam do szybkości geparda, siły słonia, naturalności ryby w wodzie i choćby takiej muchy w locie. Oczywiście taka jest natura tego świata, a jednak nie wyzbyliśmy się zazdrości wobec bardziej od nas utalentowanych, szczodrzej obdarzonych w jakiejś jednej nawet tylko dziedzinie. Nie pociesza nas to, że w czym innym jesteśmy znacznie lepsi. Przynajmniej nie do końca. Jeśli więc wymyśliliśmy autobus, to z pewnością nie dlatego, żeby jeździły nim muchy.
Zresztą dla samej muchy jazda autobusem też przecież nie jest czymś wyjątkowo pożądanym. Może właściwie wszystko jej jedno, ale jeśli jest jakoś przywiązana do swojego terytorium, to ma niewielkie szanse, by na nie kiedykolwiek w życiu powrócić. Nie jest człowiekiem, więc nie będzie tęskniła za pozostawionymi tu dziećmi, rodziną, przyjaciółmi, ale może jej brakować jakiegoś znanego od larwalnego stadium smrodu czy czegoś takiego. Nie bardzo znam zwyczaje much, więc może się mylę, na pewno jednak przejazd w krótkim czasie z jednego końca miasta na drugi, nawet jeśli wziąć pod uwagę postoje w korkach, nie jest sprawą zgodną z naturą. Coś to w przyrodzie zaburza, wprowadza chaos, pociąga za sobą ujemne konsekwencje. Mucha to niby drobiazg, ale od czasu rozbicia atomu robienie z igieł wideł nie wydaje się już tak zupełnie pozbawione sensu.
Mucha zdawała się to instynktownie wyczuwać. Łaziła po szybie nie potrafiąc zrozumieć dlaczego nie może się przez tę przezroczystość przedostać, robiła wrażenie poirytowanej, nieco bezradnej i ogłupiałej. Jej lot przed siebie został nagle powstrzymany, wolność odebrana, naturalne środowisko zmienione. Nie wiedziała, co jest nie tak, ale że coś nie tak jest, czuła. Co gorsza, instynkt nie podsuwał jej żadnego sensownego rozwiązania, zatrzymała się na okiennej szybie, jak człowiek przed nieznanym wymiarem. Na domiar złego autobus ruszył.
Prawa fizyki rzuciły muchą w dół po skosie w stronę przeciwną do kierunku jazdy. Działały bezduszne siły przyciągania i przyspieszenia, ale wyglądało na to, jakby owad świadomie chciał pozostać na miejscu czy wręcz podążać w odwrotnym kierunku. Dało się słyszeć poirytowane bzyczenie, mucha uderzyła kilkakrotnie o szybę i znieruchomiała w jej rogu. Młody człowiek, który właśnie skasował bilet usiadł na miejscu obok.
Trudno powiedzieć dlaczego mucha przeszkadzała młodzieńcowi, ale popatrzył na nią z niechęcią i próbował przegonić machnięciem ręki. Poderwała się, przeleciała kilka zygzaków w górę obijając się o szkło i znowu opadła na gumowe obramowanie. Młodzieniec machnął ręką ponownie. Autobus w tym samym momencie szarpnął w bok i mucha oderwała się od szyby.
Wydawało się, że przeleci na drugą burtę pojazdu, ale pamiętała widać bezsensowny już teraz poprzedni kierunek lotu, więc wróciła na dawną stronę, tyle że o jedno krzesełko dalej. Siedziała tutaj kobieta z dzieckiem w wieku przedszkolnym, młoda i sympatyczna, ładna i zadbana. Dziecko było podobne do matki.
- O, mucha - powiedziało.
- Nie dotykaj - pouczyła je matka - muchy roznoszą zarazki.
Dziecko chciało wiedzieć, co to są zarazki i matka wdała się w dość zawiły wykład na temat żyjątek znacznie mniejszych od muchy, ale bardzo niebezpiecznych, bo powodujących choroby.
Starsza pani siedząca dalej westchnęła i powiedziała:
- Niech pani otworzy okno, to może sobie to paskudztwo poleci.
Pomysł był rozsądny. Młoda kobieta nie mogła jednak otworzyć opornego lufcika. Poprosiła o to w końcu młodzieńca siedzącego przed nią. Nie wyglądał na zachwyconego tym, że musi wykazać się męską siłą, ale zaczął się mocować z okienkiem. Otworzył je w końcu. Mucha jednak nie była na tyle inteligentna, żeby skorzystać z okazji i odzyskać wolność. Latała w poprzek okna, brzęczała, uparcie chcąc sforsować niewidzialną przeszkodę waląc w nią głową. Obie kobiety, młodzieniec i dziecko próbowali popędzić ją w górę, ale bez rezultatu.
- I po co to się tak męczyć? - obruszył się prosty mężczyzna siedzący po przeciwległej stronie - zabić ją i po kłopocie.
- A czym? - zapytał ze złością młody człowiek.
- Gazetą - wzruszył ramionami prostak - niech mu pan pożyczy - popukał w ramię siedzącego przed nim starszego człowieka zatopionego w lekturze czasopisma.
- Pobrudzi się - powiedziała starsza pani.
- Dzieci nie wolno uczyć agresji i zabijania - oponowała matka.
- To niech ją przegoni - prostak poszedł na kompromis - gazetą łatwiej.
Starszy człowiek wstał i chwiejąc się w takt trzęsienia pojazdu próbował nieudolnie przegonić muchę.
- Przewróci się pan - przestraszyła się staruszka - już lepiej żeby pan... - wskazała na młodzieńca.
Młodzian z zaciętym wyrazem twarzy wyciągnął rękę po gazetę. Starszy człowiek jednak nie chciał jej oddać. Obudziła się w nim ambicja i nie ustawał w wysiłkach poradzenia sobie z muchą.
- Poczekaj pan, aż się zatrzymamy na przystanku - poradził prostak.
Wykazywał sporo zdrowego rozsądku jak na swój wygląd, może zresztą polowanie na muchy bywało jego zajęciem w chwilach, kiedy nie miał nic lepszego do roboty. Los muchy zdawał się być przesądzony. Zabiją ją, albo wyrzucą z autobusu. Na przystanku nie będzie trzęsło i nawet staruszek dokona tego bez trudności. Pasażerowie wyraźnie odprężyli się. Przystanek był tuż, tuż, autobus zaczął już nawet zwalniać.
I nagle w muchę wstąpiły niespodziewane moce. Znów zgodnie z siłą bezwładności poleciała do przodu, oderwała się od szyby i zaczęła krążyć jak szalona po wnętrzu autobusu. Nie było mowy o tym, żeby ją trafić. Staruszek przyłożył pismem wsiadającej kobiecie z siatkami, kobieta zaczęła krzyczeć obrażonym głosem, staruszka starała się jej wyjaśnić sprawę, prostak zarechotał, dziecko patrzyło rozszerzonymi oczami, a jego matka próbowała dojść do głosu, żeby, jak się zdaje, powiedzieć coś inteligentnego.
Czas minął, autobus ruszył, mucha znowu usiadła na szybie. Staruszek poddał się w końcu i oddał gazetę młodzieńcowi. Ten radził sobie znacznie sprawniej, choć też bez efektu. Walczył z muchą do następnego przystanku, na którym mucha znowu powtórzyła numer z oderwaniem się od szyby i lataniem po wolnej przestrzeni.
Wsiadło tymczasem kilka osób i w trakcie dalszej jazdy przyłączyło się do polowania. Jeszcze jeden mężczyzna miał gazetę i wspólny wysiłek kierował muchę nieuchronnie w stronę lufcika. Naprawdę niewiele brakowało, by wyleciała na zewnątrz, ale pojazd szarpnął i tak polującym jak i owadowi zabrakło precyzji.
- otwórzcie drugie okno - poradził znowu rozsądnie prostak.
Otworzono znacznie więcej, gdyż w łowy zaangażowany był już cały autobus. Wszyscy machali czym się dało; rękami, ktoś czapką, ktoś chusteczką, ktoś biletem miesięcznym. Wyglądało to jakby pasażerowie w nagłym przypływie sympatii pozdrawiali przechodniów na ulicach i kierowców w samochodach jadących obok. I nagle z wszystkich piersi wyrwał się okrzyk radości. Mucha trafiła wreszcie w lufcik, wyleciała przez niego i wpadła z powrotem następnym oknem. Fizyk z pewnością potrafiłby wytłumaczyć dlaczego tak się stało, ale zamiast uczonego odezwał się prostak:
- A to kurwa sprytna - powiedział.
Przez chwilę większość pasażerów wygłaszała umoralniające sentencję pod adresem niewyparzonego języka prostaka. Mucha miała chwilę czasu na złapanie oddechu. Podróżni sprężyli się jeszcze raz, ale wypadnięcie i wpadnięcie muchy wyraźnie osłabiło w nich ducha walki. Teraz już szybko ogarnęło ich zniechęcenie.
- Właściwie komu przeszkadza ta mucha - odezwał się ktoś.
- Roznosi zarazki - odpowiedziała staruszka.
- Ja i tak zaraz wysiadam - westchnęła kobieta z siatkami.
- Trzeba myć ręce - oznajmił staruszek od gazety.
- Najlepszy jest spirytus - znowu zarechotał prostak.
Wszyscy wyglądali na pogodzonych z losem i dawało się odczuć narastające zobojętnienie. I wtedy mucha przeleciała między głowami wszystkich, uderzyła w przednią szybę, odbiła się i wpadła do oka kierowcy.
Skończyło się na ulicznej latarni. Ofiar w ludziach nie było, choć każdy został trochę poturbowany. Mucha oczywiście nie odniosła żadnych obrażeń. Zresztą nikt już na nią nie zwracał uwagi. Z tego powodu nie umiem powiedzieć, co się z nią stało. Z pewnością nic szczególnie interesującego. Napisano o niej co prawda na drugi dzień w gazetach i artykuły te sprawiły wzmożoną aktywność służb oczyszczania miasta. Być może w wyniku tego zginęła od muchozolu czy innego paskudztwa, niewątpliwie ucierpiało też wielu jej pobratymców. Człowiek okazał w końcu swą wyższość, choć wobec wszechświata i wieczności cała sprawa miała zasięg raczej ograniczony. A zresztą kto to może wiedzieć? W końcu wszystko jest przecież jakimś ogniwkiem w łańcuchu przyczyn i skutków, nawet jeśli istotą wszechrzeczy rządzi przypadek. To opowiadanie też.
Dodaj komentarz