Pojedynek
Do spotkania obu wielkich poetów doszło na udeptanej ziemi w okolicach Bolonii, chociaż niektórzy z twierdzą, że stało to się w lasku Bulońskim pod Paryżem. To drugie wydaje się o tyle mało prawdopodobne, że w czasie kiedy Dante mógł przebywać w Paryżu, Petrarca miał jakieś 4 czy 5 lat i w tej sytuacji jakikolwiek pojedynek między obydwoma herosami pióra nie miałby większego sensu. Prawdę mówiąc, ta Bolonia też wcale nie jest taka pewna i całe zajście mogło mieć równie dobrze miejsce w okolicach Rawenny, Werony czy Wenecji, chociaż w tej ostatniej o udeptaną ziemię jakby trudniej niż w poprzednich. W gruncie rzeczy dokładna lokalizacja okolicy nie wydaje się aż tak bardzo istotna. Niewątpliwie ważniejsza, bo mogąca mieć decydujący wpływ na wynik pojedynku, była różnica wieku między wczesnoodrodzeniowymi literatami; Dante dawno przekroczył pięćdziesiątkę, podczas gdy Petrarca dobiegał zaledwie pełnoletności. W zmaganiach sportowych postawiłbym w tym przypadku raczej na młodość niż na doświadczenie i rutynę, ale w szermierce na poetyckie florety, florencki szczawik nie miał większych szans z równie florenckim piernikiem. Niemniej to właśnie ów żółtodziób w przypływie młodzieńczej pychy wyzwał starca do walki, obrażając go wypowiedzią - hej, Alighieri, czy wiesz, że gdyby żyła Beatrycze, byłaby dziś starą babą, niewartą nawet czterowiersza zapijaczonego dworskiego rymopisa? Dante miał podobno odpowiedzieć - podobnego zasrańca widziałem kiedy w Rzymie czy też podobnego zasrańca nie widziałem jak dotąd żyję. W tym względzie też nie ma całkowitej pewności. Bez wątpienia użył jednak autor Boskiej Komedii słowa zasraniec, co biorąc pod uwagę ton i treść zaczepki młodego adwersarza, wydaje się w pełni uzasadnione.
Tak czy inaczej skończyło się wszystko sakramentalnym - jutro o świcie. Sekundanci ustalili, że tematem sonetów, które Dante lekceważąc przeciwnika wybrał na oręż walki, będzie oczywiście kobieta, a o wyniku starcia zdecydują pierwsi napotkani przypadkowo chłop, szlachcic i ksiądz. I tak zaczęła się noc po platońsku rzekłbyś straszna, w którą to obaj twórcy szukali natchnienia w gwiazdach, a sekundujący im przyjaciele poszukiwali bezstronnych sędziów, nie ma co zresztą ukrywać, że w pobliskich karczmach.
Po pracowicie spędzonej nocy obaj poeci stawili się na polu walki, to znaczy na rzeczywiście udeptanej ziemi pod pobliskim lasem. Po zdawkowym powitaniu i losowaniu kolejności czytania utworów, pojedynek się rozpoczął. Pierwszy czytał Dante. Pierwszy czterowiersz mówił o piekielnych mękach, jakie poeta przeżywa nie widząc swej pani, drugi łagodził cierpienia przywołując wspomnienie najdroższej, pierwsza z tercyn dawała jakby oczyszczającą nadzieję, a w drugiej pojawiało się rajskie widzenie Beatrycze w raju. Słuchając pierwszej zwrotki przyprowadzony przez sekundantów mnich upadł na kolana i zaczął głośno wyznawać swe grzechy. W czasie drugiej szlachcic poprosił o łyk gorzałki, gdyż na wspomnienia nie ma jak siwucha. Kiedy zaś Dante czytał tercyny chłop wzniósł ręce w kierunku nieba i rozdziawił gębę z czego łacno można się było domyślić, że jego proste zmysły owładnięte zostały rzeczywistym widzeniem poetyckiego obrazu. Sekundanci wyglądali na zdruzgotanych potęgą piękna, a blady i chwiejący się Petrarka łamał się wewnętrznie i możliwe, że gdyby Dante mógł coś jeszcze dorzucić do zamkniętej i skończonej formy sonetu, odniósłby niezaprzeczalne zwycięstwo przed czasem. Jego przeciwnik jednak zdołał dotrwać do końca, a młodość pozwoliła mu szybko zregenerować siły. Zaczerpnął powietrza i rozpoczął swoją deklamację. Technicznie jego utwór różnił się od poprzedniego tylko zastosowaniem w tercynach trójrymu w miejsce rymu podwójnego. Który z tych układów jest trudniejszy, na ten temat zdania były zawsze podzielone, bo naprawdę trudno jest wyrokować czy dowodem większego kunsztu jest zagrać coś na dwóch strunach czy trzech, gdyż w pierwszym przypadku niewątpliwie problemem jest niedostatek, a w drugim wielość. Jako jednak, że słuchacze i sędziowie nie będąc specjalistami koncentrowali się raczej na treści i my uczyńmy podobnie. Pierwsza zwrotka sonetu Petrarki mówiła o cierpieniach jakie poeta przeżywa nie znając jeszcze obrazu swej ukochanej, druga wywoływała wizję idealnych acz ziemskich kształtów przyszłej kochanki, tercyny zaś były błaganiem, ale też i antycypacją tego, co nastąpi, gdy owa piękna, a jeszcze nieznajoma odnajdzie się w jak najbardziej realnej rzeczywistości. Reakcje sędziów były w tym przypadku nieco odmienne niż poprzednio, acz nie mniej intensywne. Przy pierwszym czterowierszu szlachcic chciał lecieć na poszukiwanie owego nieznanego kogoś i z trudem go zatrzymano, przy drugiej mnich z płomieniem w oczach oświadczył, że może iść do piekła byle tylko mógł spotkać tą, której wdzięki opiewa poeta, a przy drugiej tercynie chłop dostał orgazmu. Sekundanci byli zdruzgotani podwójnie czy też lepiej powiedzieć do kwadratu, a Dante robił się na przemian biały i czerwony, jakby za sekundę miał przeżyć zawał. Trwało dobrą chwilę zanim wszyscy jako tako doszli do siebie i można było przystąpić do ferowania wyroków. Sędziowie byli jednak w wyraźnej rozterce. Szlachcic gadał do siebie przejawiając niedwuznaczne objawy rozdwojenia jaźni, mnichem wstrząsały konwulsje, a gdy chciał coś powiedzieć toczył pianę z ust i nawet mało obyci z demonologią odczytaliby owe zachowanie jako przejaw opętania, chłop zaś popadł w katatonię i lewitował jakieś dobre pół metra na ziemią. Zdezorientowani sekundanci miotali się między sędziami starając się przywrócić im bardziej normalne stany świadomości, czynili to jednak chaotycznie i nieskutecznie. W tym zamieszaniu odezwał się wreszcie Petrarca:
- Wybacz Alighieri - powiedział - teraz wiem, że Beatrycze, gdyby nawet miała sto lat, byłaby piękna. Jeśli zwróci ci to satysfakcję obrażonego, to uznaję swoją porażkę.
- Na co mi satysfakcja - westchnął Dante - nie zwrócisz mi ani mojej ukochanej, ani młodości. Ty jesteś zwycięzcą Francesco, twoja miłość przed tobą, przeżyjesz to wszystko, o czym napisałeś, a i pewnie to, o czym nawet ty nie mogąc wiedzieć napisać nie mogłeś. Kiedy będziesz mnie wspominał, pomyśl tylko - gloria victis - nie padłem bez walki i chyba nie utraciłem honoru.
- Gdybyż ta, którą spotkam, była choć w połowie taka jak Beatrix - powiedział smutno Petrarca.
- Nieważne jaka będzie - uśmiechnął się Dante - uczynisz ją swoimi wierszami tak piękną i wspaniałą jak ja uczyniłem swoją. Może piękniejszą? Może moje są piekło, czyściec i niebo, ale twoja ziemia i niech tak już zostanie. Wierz mi, że wcale nie tak rzadkie są chwile, w których oddałbym całe te swoje zaświaty, za choćby kawałek tej ziemi. Nigdy na niej nie było dla mnie miejsca, jak przecież wiesz.
- Najważniejsze Alighieri - potrząsnął głową Petrarca, żeby nie było niezgody między nami, jeśli nie żywisz do mnie urazy, oto moja ręka.
- Po prawdzie, to twoje wyzwanie bardziej mnie ubawiło, niż rozgniewało - odparł Dante wyciągając dłoń - przekazuję ci ten ogień, który niosłem tyle lat, wiem, że w tobie nie zgaśnie. Szczery uścisk potwierdził pojednanie obu florentyńczyków.
Kiedy całe towarzystwo wracało w miejskie mury, prowadząc zatopionego w rozmowie ze sobą szlachcica, zataczającego się mnicha i podfruwającego chłopa, z miejskiej bramy nagle wyjechał dziwacznie wyglądający, wysoki i chudy jeździec na równie dziwacznym i chudym koniu. Zatrzymał się w poprzek drogi i zakrzyknął groźnym tubalnym głosem.
- Czy potwierdzacie szlachetni Maurowie, że najpiękniejszą, najmądrzejszą, najcnotliwszą i najbardziej godną uwielbienia damą na tym nędznym, a tylko rozkwitającym pod jej stopami padole, jest pani mego serca, niebiańska Dulcynea z Toboso?
Poeci popatrzyli na siebie i jednocześnie, bez wahania w głosach zakrzyknęli:
- Ależ tak! Oczywiście! Bez wątpienia!
Dodaj komentarz