Psycynek do dziejów polscyzny
Rozwijająca się burzliwie w czasie obecnych przemian ustrojowych nauka alternatywna poczyniła ostatnio kilka ciekawych spostrzeżeń na gruncie językoznawstwa. Jak zwykle w takich przypadkach koryfeusze uznanych instytucji akademickich zbywają swoich niezrzeszonych kolegów milczeniem, bądź wypisują obraźliwe teksty w prasie naukowej i nie tylko. Nabazgrane ostatnio na murze dworca kolejowego hasło - niezalerzni to nieucy - jest tego najlepszym przykładem. Sprytnie zrobiony w napisie błąd ortograficzny, mający odwrócić uwagę od wykształconych sprawców, nikogo nie zwiedzie. Na marginesie warto zauważyć, że poważnych pracowników nauki stać chyba na bardziej otwarty i rzeczowy sposób prowadzenia polemiki niż niepoważne, dziecinne wręcz zachowania, oszpecanie i tak niezbyt pięknych miast i w następstwie tego chowanie głowy w piasek.
Wracając jednak do tematu. Alternatywni wysunęli kilka hipotez wyjaśniających charakterystyczne dla niektórych rejonów naszego kraju zastępowanie spółgłosek dziąsłowych szumiących przez zębowe syczące, czyli tak zwane mazurzenie, inaczej sakanie lub cakanie ; jak podaję za Encyklopedią wiedzy o języku polskim pod redakcją Stanisława Urbańczyka (Wrocław 1978). Cecha ta, przypominająca pospolite seplenienie, nigdy nie została przez naukę akademicką wyjaśniona w sposób niebudzący wątpliwości. Alternatywni, którzy obecnie mogą wyjeżdżać zagranicę, poczynili spostrzeżenia dotyczące różnic w uzębieniu naszych rodaków i obcokrajowców. Zostawiając jednak anatomię porównawczą innym specjalistom (możliwe, że różnice te uwarunkowane są genetycznie) alternatywni uczeni powiązali swoje obserwacje z zagadkami rodzimej fonetyki i wysnuli następujące wnioski. Sposób mówienia typu : scypawka, desc, strasna zaba itp. jest właściwy Mazurom, seplunom, dzieciom będącym w okresie ząbkowania bądź zmiany uzębienia mlecznego na stałe oraz osobom bezzębnym w znacznym stopniu. Bezzębność na polskich wsiach, szczególnie na historycznie ciemnym i zacofanym Mazowszu, jest faktem powszechnie znanym. Można sobie bez trudu wyobrazić, że wymawianie sz, cz, ż jako s, c, z jest naturalną pochodną braku zębów - zwłasca psednich. Nietrudno też wywnioskować, że im we wcześniejszym stadium rozwoju znajdowały się dentystyka, ortodoncja czy protetyka, tym owo sakanie czy cakanie było powszechniejsze. Uzus językowy stawał się normą i oto cała tajemnica. Jasne wydaje się też, że w miarę postępu medycyny, a także higieny jamy ustnej i profilaktyki spółgłoski dziąsłowe odzyskiwały swoje pierwotne brzmienie, przede wszystkim w języku warstw oświeconych. Mazurzenie pozostało w gwarach czyli wśród ludzi prostych i w czasach feudalnych pozbawionych dostępu do źródeł wiedzy i postępu.
Nauka alternatywna wyjaśnia też fakt, że cakają nie tylko Mazurzy, ale również małopolanie, północni Ślązacy i kilka innych pomniejszych grup gwarowych, natomiast choćby wielkopolanie mówią językiem zbliżonym do literackiego. Powodami takiego stanu rzeczy są według alternatywnych Bolesław Krzywousty i jego genialny w zamyśle, a nieszczęsny w realizacji testament. Jak powszechnie wiadomo Bolesław Krzywousty był Mazurem, podobnie jak jego ojciec Władysław Herman. Jako Mazur z pewnością mazurzył, sakał i cakał, a że usta jak historia uczy miał krzywe, musiał to czynić w wyjątkowy sposób. Przykład władcy działał z pewnością na poddanych, którzy tym bardziej zastępowali dziąsłowe bezzębnymi, to jest zębowymi rzecz jasna.
W okresie rozbicia dzielnicowego mazurzenie było niewątpliwie językiem cechującym patriotów, dążących do poddania całego kraju władzy zwierzchniej seniora i marzących o zjednoczeniu. Ta mowa narodowa jak widać później utraciła swe głęboko przepojone miłością Ojczyzny znaczenie, możliwe, że niejednoznaczna historyczna ocena Bolesława Krzywoustego również zabarwiła ją nieco pejoratywnie. Wcześniejszych patriotów, być może od czasów założenia Uniwersytetu Jagiellońskiego, zaczęto posądzać o tendencje odśrodkowe czy wręcz separatystyczne, jakich to tendencji Mazowsze było najlepszym przykładem. Przysłowiowe ciemnota i warcholstwo szlachty mazowieckiej ostatecznie wyeliminowały cakanie z języka ludzi kulturalnych, a w konsekwencji z poprawnej polszczyzny, oczywiście nie odejmuję tu zasług ówczesnym cyrulikom, wyrwizębom, konowałom, kowalom i wszystkim przyczyniającym się do poprawy stanu uzębienia naszych przodków.
W aneksie do opracowania pt. "Spółgłoski bezzębne w dawnej i współczesnej polszczyźnie" niezależni piszą, iż powodem utraty przednich zębów u dawnych Polaków był nie tylko brak higieny i stomatologów, lecz również porywczość i znana skłonność do bijatyk. Przyczyniły się do tego także liczne wojny, konfederacje, zajazdy i turnieje rycerskie, jak również wolne elekcje i sejmiki wraz ze swoimi kolorytem, burdami i bigosowaniem. Wśród ludu prostego czynnikami ujemnie wpływającymi na ilość zębów były karczmy, zabawy ludowe i swary sąsiedzkie. Krewkością i porywczością tłumaczą alternatywni występowanie mazurzenia również u górali, czyli w rejonach od Mazur odległych i pozostających niejako na uboczu głównych dziejów naszego kraju.
Dziw bierze, że proste w swej genialności wyjaśnienia nauki alternatywnej nie trafiają do przekonania akademikom, wynoszącym się w swej pysze ponad etymologię ludową i szukającym zawiłości w nieskomplikowanych problemach. Bo wyobraźmy sobie choćby następujący obrazek. Oto bezzębna babka kołysze wnuka śpiewając ocka zmruz, lub zaprasza do zabawy w koci łapci słowami - zaklasc w rącki. Ta pierwsza nauczycielka języka ojczystego wywiera przecież niezatarty wpływ na młode pokolenie. Dodatkowo autorytet jakim w naszym kraju cieszyli się ludzie starsi nie może przecież pozostać zlekceważony.
Taka mnogość dowodów i uzasadnień zasługuje na coś więcej niż tylko na infantylny napis na murze.
Dodaj komentarz